Kibice w Poznaniu z niecierpliwością i niepokojem czekali na sobotnie spotkanie. "Kolejorz" w tygodniu przegrał bowiem w kompromitującym stylu z Miedzią Legnica w Pucharze Polski i nic dziwnego, że forma zespołu była przed starciem z Ruchem sporą zagadką. Jakby do tego wszystkiego dodać coraz czarniejsze chmury zbierające się nad głową Mariusza Rumaka, to przy Bułgarskiej naprawdę ciężko o optymizm.
Co więcej, lepiej w mecz weszli goście z Chorzowa. Już bowiem w 7. minucie w stuprocentowej sytuacji znalazł się obrońca "Niebieskich" Piotr Stawarczyk, który zamykał akcję swojego zespołu na prawym skrzydle i mając przed sobą pustą bramkę nie zdołał posłać piłki do siatki.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i tak właśnie było w tym przypadku. Kilkadziesiąt sekund później po zmarnowanej okazji Stawarczyka gola dla Lecha zdobył Łukasz Teodorczyk. Napastnik gospodarzy wykorzystał dobre dośrodkowanie Kaspera Hamalainena i głową umieścił futbolówkę w bramce. Nie popisali się w tej sytuacji obrońcy Ruchu, którzy mogli wykazać większe zdecydowanie, gdy piłka dosłownie toczyła się do siatki.
"Niebiescy" odpowiedzieli jeszcze przed przerwą. W pole karne Lecha piłkę wrzucił Jakub Smektała, a kompletnie niepilnowany Grzegorz Kuświk pokonał Macieja Gostomskiego. Bramkarz gospodarzy był naprawdę blisko obronienia tego strzału, ale ostatecznie piłka wpadła do bramki. Kto zawinił w tej sytuacji najbardziej? Zdecydowanie Kebba Ceesay, który kompletnie stracił krycie.
Obrońca Lecha nie popisał się także w drugiej połowie, kiedy raz jeszcze nie upilnował we własnej "szesnastce" Kuświka, a ten po kolejnym dośrodkowaniu Smektały mocnym strzałem obok bliższego słupka pokonał Gostomskiego.
Wydawało się, że Lech może zostać z pustymi rękami, jednak w 78. minucie wyrównał rezerwowyRafał Murawski, który dobił piłkę do bramki po strzale Teodorczyka i świetnej interwencji Michała Buchalika. Raz jeszcze nie popisali się obrońcy, którzy powinni asekurować swojego bramkarza.
Koniec emocji? Nic z tego. Minęło kilka minut, a gospodarze już prowadzili. Hamalainen podał przed polem karnym do Gergo Lovrencsicsa, a Węgier dynamicznie wpadł w "szesnastkę" Ruchu i atomowym strzałem pod poprzeczkę dał swojej drużynie trzy punkty. W doliczonym czasie na 4:2 podwyższył Daylon Claasen, który wykończył szybki kontratak swojej drużyny strzałem do pustej bramki.
Koniec emocji? Nic z tego. Minęło kilka minut, a gospodarze już prowadzili. Hamalainen podał przed polem karnym do Gergo Lovrencsicsa, a Węgier dynamicznie wpadł w "szesnastkę" Ruchu i atomowym strzałem pod poprzeczkę dał swojej drużynie trzy punkty. W doliczonym czasie na 4:2 podwyższył Daylon Claasen, który wykończył szybki kontratak swojej drużyny strzałem do pustej bramki.
GG, PilkaNożna.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz